Od 2 do 11 lipca br. na szlakach Beskidu Niskiego miał miejsce obóz wędrowny - PIJAR CAMP2. Wspólne wędrowanie, modlitwa i rozmowy, posiłki, śpiewanie przy ognisku a przede wszystkim ogrom radości - to wszystko stało się udziałem grupy Młodzieży Pijarskiej z którą wędrowali ojcowie Tomkowie (Jędruch i Abramowicz) i Pan Paweł Pazurkiewicz.

PIJAR CAMP 1 - FAKT OBOZOWY!!!

Nie sposób nie wspomnieć na wstępie o zeszłorocznym Pijar Campie :) 
Dla tych co wcześniej nie widzieli: SPECJALNE, OBOZOWE WYDANIE FAKTU!!!












I linki do zdjęć z zeszłego roku: 

Akcja „Opóźnij PKS-a”

PONIEDZIAŁEK, 2.07.2012

16-osobowa grupka, łącząca krakowsko – poznańsko – śląsko – kaszubską narodowość zbiera się na stacji PKS Kraków, ale przy wejściu do autobusu okazuje się, że brakuje dwóch osób. Wykorzystując swój urok osobisty i przedstawiając „mocne argumenty” o. Abramowicz nakłania kierowcę do zrobienia kilku dodatkowych kółek na parkingu, aby skompletować obozowy team. W pełnym składzie ruszamy do Krosna, jednak wizja delikatnego, 15-minutowego spóźnienia na przesiadkę mobilizuje do poruszenia kontaktów i za sprawą powołania się na tomaszową matkę, udaje się przesunąć odjazd autobusu do Jaślisk. Tam czeka na nas ekipa z Rzeszowa (Dominik, Kuba oraz Kamil). Już bez żadnych przebojów docieramy do celu. Tutaj niespodzianka! Organizacja zakupów żywieniowych na cztery dni! Ale też i pierwsza pomocna dłoń, pan Andrzej i jego 45-letnia terenówka. Doświadczeni pierwszym upałem, drogą do Lipowca docieramy na nocleg w uroczym miejscu. Pierwsze gotowanie i zmywanie, pierwsza kąpiel w strumieniu… W okolicach tylko stary, opuszczony, PGR. 

Jedzie, jedzie mały kolarz

WTOREK, 3.07.2012

Wcześnie rano obudziło nas rżenie dzikich koni (niektórych wcześniej obudziło wycie wilków). Kiedy co wolniejsi pakowali bagaże, troje z nas zdążyło rozegrać wybory Miss Mokrego Podkoszulka. Rywalizacja, bardzo wyrównana, najprawdopodobniej nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta. 


Poczuliśmy wolność i zapakowani butlą gazową, siekierą i garnkiem wyruszamy do Jasiela. Tak, tak… na plecach mamy cały obóz. 




Schodzimy sobie z góry, a tu raptem mija nas ekipa rowerzystów. O co chodzi? Rowery? TUTAJ??  
Kierowani chęcią schłodzenia się w górskim strumieniu wchodzimy na ostatni odcinek szlaku, prowadzącego do totalnego pustkowia. Ani kawałka zabudowań, ani krzty cywilizacji, ani kreski zasięgu – tak, w skrócie, można opisać Dolinę Jasiela. Ale szczerze, nigdzie indziej nie znajdziemy tak czystej strumiennej wody, co zaskoczyło nas równie mocno jak ponowne spotkanie rowerzystów. 

Kto pierwszy, ten lepszy

ŚRODA, 4.07.2012

Bez ciężkich plecaków i namiotów idziemy zobaczyć co w okolicach „piszczy”. Poruszając się wzdłuż granicy ze Słowacją, przedzieramy się przez sięgające szyi chaszcze. Były sobie piękne i gładkie nogi… Raz na górce, raz w dolinie, a końca drogi nie widać. A na mecie… LODY w Delikatesach Centrum w Komańczy. Powrót PKS-em miał być nagrodą i jednocześnie ucieczką przed nadciągającą burzą, ale trochę nam uciekł J. Dzielimy się na teamy trzyosobowe i rozpoczynamy wyścig o stopa do Moszczańca. Dwóm grupom poszczęściło się i za sprawą Józefa i Bogdana dotarli do samego Jasiela. 




Była też i grupa, która wylądowała w Jaśliskach. Ostatecznie jednak wszyscy dobrnęli do obozowiska, a tam w damskim wydaniu Bitwa – (Wodna) Wojna, a w męskim: Gej – party.
Wieczorem wielkie świętowanie przy torcie i szampanie 18-tki Ramony oraz 50-tki Rajmunda w towarzystwie szalonych górskich rowerzystów.

Bzzzzzz

CZWARTEK, 5.07.2012

Opuszczamy jasielskich nerkobiorców na rowerach, zabieramy swoje rzeczy i przenosimy się do kolejnej miejscowości. Po drodze zaliczamy szczyt Kanasiówka zwany Babą (823 m. npm). Poruszamy się dzień wcześniej utartym szlakiem, szczerze, średnio uczęszczanym. Zmęczeni trasą docieramy do Wisłoka Wielkiego, gdzie stacjonujemy na leśniczych posesjach przy „czyściutkim” strumieniu. Oczywiście mordercze gzy i krwiożercze komary nie dają o sobie zapomnieć. Ci, którzy nie mieli szczęścia natknęli się na elektrycznego pastucha. Jednak największe nawet elektryczne przeboje wynagradza wieść o niedaleko położonym sklepie oraz smak mleka prosto od krowy.

Wieczorem, przerywając szaleńcze przygotowania cerkwi pw. Św. Onufrego do przywitania krzyża papieskiego, odprawiamy Mszę Świętą, poznając przy okazji historię tego malowniczego miejsca.

Postna rozpusta

PIĄTEK, 6.07.2012

Początkowy plan miał nas pokierować na najwyższy szczyt w okolicy, ale nieogarnięta liczba odcisków, odparzeń i innych obozowych dolegliwości oraz niedające chwili wytchnienia palące Słońce, zmusiło nas do wizyty w sklepie. Po co chodzić skoro można jechać – akcja „łap stopa” jak najbardziej aktualna. Po orzeźwiających zakupach moc wrażeń zapewnia gra „Zgadnij kim jesteś”, w której o. Tomasz A. ujawnia ukrytą naturę Lady Gagi, a pan profesor wciela się w postać Małej Syrenki (fryzura pasujeJ).



W czasie wieczornej integracji przy opowieściach o śmiesznych akcentach z życia uczestników, przy superśmiesznych żartach jednego z rzeszowskich koksów dołącza do nas rodzinka Wąsaczy, a z nią pulpety w sosie pomidorowym, dwie blachy ciasta, rogaliki i trzy wielkie arbuzy. Oj tam, wielki nam dzień postu! Wielkie słowa – POST!


Skoro tylko zaszło Słońce, podzieleni na cztery grupy, rozpoczynamy rywalizację o tytuł mistrzów obozu. Pierwsza konkurencja – kalambury, a tam jak zwykle dzikie dziedziny i jeszcze bardziej egzotyczne hasła. Potem rzut ulubionym przez obozowiczów pakietem żywieniowym i na koniec typowe męskie plecenie wianków i iście kobiece ciosanie patyków do pieczenia kiełbasek. 




Widziałeś taką czystą krowę?

SOBOTA, 7.07.2012

Dosyć tego dobrego. Hasło „WYSZLIŚMY!” i już wszystko jasne. Kolejna przeprowadzka. 





A dokąd? Okazuje się, że żółtym i czerwonym szlakiem Pasmem Bukowicy do Puław Górnych, miejscowości opanowanej przez zielonoświątkowców. Wchodzimy na posesję pana sołtysa, a tam… mega czyste krowy! Kolejna okazja, żeby napić się mleka i pierwsza, żeby wykąpać się pod PRYSZNICEM!!! Nikt nie spodziewał się takiego luksusu. Jedyne co doskwiera to sklep oddalony o skromne 15 km, ech, nie można mieć wszystkiego.

Pod prąd

NIEDZIELA, 8.07.2012

Jak niedziela, to czas na gruntowne mycie podwozia, a gdzie, jak nie w Pastwiskach. Dzień rozpoczęty Eucharystią i zachowany w klimacie modlitewnym nawet podczas przeprawy korytem rzeki, z którą zmierzamy się, idąc pod prąd. Mmmm, zapach grillowanej kiełbaski i świeżego ludzkiego ciała – ale my nie damy się zbałamucić. Bo cóż może się równać z „niedzielnym obiadkiem” i kiełbachą z ognicha? 
Ze łzami w oczach żegnamy rodzinkę Wąsaczów i ich, dający nam ulgę w cierpieniu, samochód. A po 23.00, gdy zerwał się wiatr i nad obozowiskiem zatoczyły krąg burzowe chmury, każdego prześladuje jedno, bardzo ważne pytanie: czy namiot wytrzyma…?

W poszukiwaniu obozowiska

PONIEDZIAŁEK, 9.07.2012

Po porannych modlitwach i śniadaniu zwijamy manatki i ostatni już raz przenosimy cały obóz. Ruszamy czerwonym szlakiem na Wzgórza Rymanowskie i szukamy miejsca, w którym nie ma lipy… i jest woda.




Dochodzimy w okolice miejscowości Rymanów Zdrój, bo dalej nam nie wolno. Wśród wysokich traw, niczym lew na sawannie, wyłania się leśniczy, który wzorem rycerza na białym koniu ratuje nas przed utonięciem w chaszczach i atakami wściekłych gzów. 


Jednak zanim to nastąpiło, ziściło się to, co do czasu mogło być tylko marzeniem – mrożona kawa! 


Chill… chill…chillout i WC!!!

WTOREK, 10.07.2012

Plażing i leżing – takie hasło przyświeca dniu spędzonemu w towarzystwie kuracjuszy Rymanowa Zdrój. Przechadzki i kąpiele pośród uprawiających nordic–walking osiemnastolatków J pozwalają zregenerować siły i odświeżyć się przed wizytą w restauracji Picollo, gdzie największą atrakcją jest WC i wi-fi. Ach, ten splendor! Jest najklawiej!


Wieczorem w intencji wszystkich dobroczyńców jakich spotkaliśmy na drodze odprawiamy Mszę Świętą, a wszelkie podziękowania bierze na klatę pan Marcin (pod)leśniczy. Chwila na grupowe konsultacje i czas zacząć drugą część rozgrywek o obozowe zwycięstwo. Pantonima, piosenka i ekstra misja to zadania z jakimi mocuje się każda ekipa. Muzyczne wypociny kilku grup przedstawiamy poniżej…

KOKOKOKO CAMP JEST SPOKO!!!

Ref: Ko ko ko ko Camp jest spoko
Jak się patrzy, boli oko
Czasem chodzić nie możemy
Wtedy dużo jemy

Cieszy się Bolszewo, cieszy się i Kraków
Cieszą Rzeszowiacy i reszta cwaniaków

Mamy tu Legienia, co strasznie przeklina
Każdy jego ranek od piiiiiiii się zaczyna

Michał spontaniczny jest tu absolwentem
Chętnie pije alko i raczy się skrętem

Rzeka, płynie rzeka, Andrzej już tam czeka
Jedna chwila spiny, klocek już ucieka

Andrzej nasz szalony jest jak pomarańcza
Już po pierwszej rundzie Mafia go wykańcza

Kłeczek nasz ambitny to grajek wybitny
Jest ofiarowanie…. Czekamy na granie!

Ach ten nasz Dominik, dupę trochę spinał
Gdyby nie rodzice, liceum by ni miał

Zuza to kobieta całkiem wyzwolona
Ale tylko w kuchni jest zadowolona

Magda nas nie znając na obóz jechała
Miało być przetrwanie a wyszło kochanie

No a nasz ten Gary to jest Casanova
Jedna laska tutaj a druga z Krakowa

Kuba nasz szalony, dusza towarzystwa
Jak pociśnie żartem, każdy żalem tryska

Jest i jego kumpel, Kamil się nazywa
Kuba go polewa, woda po nim spływa

Roma jest zabójcza, prawie osiemnastka
Dojrzała jak ciastka, słodyczy namiastka

Kasia cicha woda, ciągle nam się chowa
Była raz wycieczka…  a ona nie poszła

Ach ta nasza kadra to są fajni goście
Wilki, Ufo, żmije i dziura w pomoście
Abram, nasz Rudolfie, zawsze idziesz z przodu
Twój nos nam rozświetla przód tego pochodu

Jędrny to męczennik, ubezpiecza tyły
Kocha nas pomimo, że mamy odchyły

Jest pan Pazurkiewicz, zgrywa porządnego
Ma mały plecaczek, ale wieeeeeelkieeee ego

W końcu jest pan Marcin, gospodarz wspaniały
Wannę udostępnił byśmy znów pachniały
(Wannę udostępnił byście nie śmierdziały!)

Nasza piękna grupa to same słodziaki
Grzechu warty grzechu i inne misiaki

W tym panna Caryca, co duże ma… lica
Śpiewo nam Ślązaka i dziołcha to taka

Dżoana Sikora to wcale nie zmora
Ma długaśne włosy, złociste jak kłosy

Jest i Augustyna, to dobra dziewczyna
Z przodu zawsze śmiga, bo to pierwsza liga


PIJAR CAMP SONG
(Morskie opowieści)
Gdy herbata szumi w głowie
Pijar Camp nabiera treści
Po mielonce ktoś zaśpiewa
Obozowe pieśni

W poniedziałek późno wstałem
Na autobus se zaspałem
Więc po dworcu w kółko krążył
Bym na niego zdążył

Ref: Hej ha, już wody nie ma
I Nutella się skończyła
Nie ma sklepu i strumienia
Już mnie wszystko wpienia

(4 razy po dwa razy)
Już umyci i pachnący
Rexoną zalatujący
Zasiadamy do ogniska
Już modlitwa jest nam bliska

Ref: Cztery razy po dwa razy
Osiem razy raz po raz
Po Zdrowaście ze swa razy
I na koniec Ojcze nasz

Ojciec Tomasz aka Abram
Masowany przez Carycę
Drze się w lesie jak szalony
I ma bujne nocne życie

Drugi ojciec także Tomasz
Chrapie w nocy tak, że skonasz
W dzień jest dla nas bardzo miły,
Że pomysły się skończyły

Nie do rymu, nie do taktu
Wsadź se palce do kontaktu
Ale ja go nie posiadam
Więc komórką już nie władam

(Morskie opowieści)
Gdy nad ranem smacznie chrapię
A po tyłku coś mnie drapie
Wstaje z krzykiem obudzony
Bardzo burzony

Już myślałem, że mnie dopadł
Zombie, niedźwiedź czy wilczyca
A to Pazur, gość od WOKu
Wyje do księżyca

Ref: Hej ha, insekta zabij
Hej ha, namioty wznieśmy
Nie smródź nam tu po obozie
Idź umyj podwozie

Kiedy w drogę czas wyruszyć
„WYSZLIŚMY!” ktoś w głos zawoła
Ja to krótko skomentuję:
„Też mi wielkie słowa!”

Brak jakiejś mobilizacji
Każdy PACZY na każdego
I szuka innych atrakcji
Niż plecaka swego

Ref: Hej ha, do sklepu ruszmy
Dzień chillout’u sobie weźmy
Leżing, plażing dla każdego
Zróbmy coś fajnego

(Whisky)
Mówią o nas ludzie: „Jacyś dziwni są”
Taki wielki namiot, a na polu śpią
Na kilometr śmierdzą
O GEJ-PARTY śnią
Nerkobiorcy się nie boją
Bo mielonką zryci są
Przez nią zryci są, przez nią zryci są

(Dziwny jest ten świat)
Dziwny jest ten świat, lecz…

(Klajnuty – za tyłek)
Nie, nie boję się, nie, nie boję się
Kleszcza w chaszczach nie cykam się
One lubią jak się je łapie za tyłek

(Biff – Ślązak)
Uśpij mnie! (nanananananana)
A potem wytnij nerkę!
Uśpij mnie! (nanananananana)
Zrób to jak najprędzej!
Uśpij mnie…


Rozstania i powroty...

ŚRODA, 11.07.2012

Czas na powrót. Wstajemy skoro świt, chwilę po tym jak leśniczy pojechał szukać niedźwiedzia. Najpierw posiłek duchowy, czyli Msza Święta, a potem stos kanapek z Przysmakiem Kibica, mielonką i marmoladą, na którą czai się kot leśniczego. 




Szybkie pakowanko i już o 10.00 wyruszamy do Rymanowa (4 km - co to dla nas!).  


Stamtąd skromnym, jak na taką liczbę osób, busem jedziemy do Krakowa. A jak jest po drodze zobaczcie sami…