Po porannych modlitwach i śniadaniu zwijamy manatki
i ostatni już raz przenosimy cały obóz. Ruszamy czerwonym szlakiem na Wzgórza
Rymanowskie i szukamy miejsca, w którym nie ma lipy… i jest woda.
Dochodzimy w okolice miejscowości
Rymanów Zdrój, bo dalej nam nie wolno. Wśród wysokich traw, niczym lew na
sawannie, wyłania się leśniczy, który wzorem rycerza na białym koniu ratuje nas
przed utonięciem w chaszczach i atakami wściekłych gzów.
Jednak zanim to nastąpiło, ziściło się to, co do czasu mogło być tylko marzeniem – mrożona kawa!
Jednak zanim to nastąpiło, ziściło się to, co do czasu mogło być tylko marzeniem – mrożona kawa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz