Bez ciężkich plecaków
i namiotów idziemy zobaczyć co w okolicach „piszczy”. Poruszając się wzdłuż
granicy ze Słowacją, przedzieramy się przez sięgające szyi chaszcze. Były sobie
piękne i gładkie nogi… Raz na górce, raz w dolinie, a końca drogi nie widać. A
na mecie… LODY w Delikatesach Centrum w Komańczy. Powrót PKS-em miał być
nagrodą i jednocześnie ucieczką przed nadciągającą burzą, ale trochę nam uciekł
J. Dzielimy się na
teamy trzyosobowe i rozpoczynamy wyścig o stopa do Moszczańca. Dwóm grupom
poszczęściło się i za sprawą Józefa i Bogdana dotarli do samego Jasiela.
Była też i grupa, która wylądowała w Jaśliskach. Ostatecznie jednak wszyscy dobrnęli do obozowiska, a tam w damskim wydaniu Bitwa – (Wodna) Wojna, a w męskim: Gej – party.
Była też i grupa, która wylądowała w Jaśliskach. Ostatecznie jednak wszyscy dobrnęli do obozowiska, a tam w damskim wydaniu Bitwa – (Wodna) Wojna, a w męskim: Gej – party.
Wieczorem wielkie
świętowanie przy torcie i szampanie 18-tki Ramony oraz 50-tki Rajmunda w
towarzystwie szalonych górskich rowerzystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz